5 Pik - 2 Asy z pięciu częściowo z Damą atu
Witam All,
Jeśli się komuś przypadkiem zdawało, że teoria brydżowej licytacji nie posiada już żadnych rezerw, to śpieszę donieść, że ktoś taki jest w grubym, frajerskim błędzie. Chciałbym zaprezentować konwencję, którą podpatrzyłem niedawno na lidze, dotyczącą strefy szlemowej, a konkretnie odpowiedzi na asy. Nazwałem ją roboczo: "częściowo z damą atu". Pod jaką nazwą zadomowi się w profesjonalnej literaturze brydżowej nie mam oczywiście pojęcia.
Scenka rodzajowa z ostatniego zjazdu II ligi. Początkowe rozdania drugiej połówki meczu. Pokój zamknięty. Cisza. Zwykłe, niemalże sympatyczne granie
. Wtem od stolika A dobiega konspiracyjny szept, słyszalny w całym pokoju zamkniętym:
- Ale jajca! 7pik idzie!
W tej samej chwili przy stoliku B wstaje zawodnik i zbulwersowany, na całe gardło i bez żadnych hamulców krzyczy:
- Tak?! 7pik idzie?! A dokładnie w którym rozdaniu???!!!
Natychmiast pojawia się sędzia.
- Cisza, spokój!!! - drze się. - Grać, nie gadać, bo wyrzucę z sali!!!
Krzykacz ze stolika B siada, coś tam jeszcze próbując tłumaczyć, że rozdanie spalone. Sędzia każe grać i przestać rozsiewać ploty.
No to gramy.
Za jakiś czas (gdy już wszyscy zdążyli o incydencie ze SZLEMEM zapomnieć
) pojawia się danie, w którym nasi przeciwnicy dochodzą do 6 pik. W tym momencie wróg po mojej stronie zasłony (powiedzmy, że gramy przy stoliku C) przed położeniem końcowego pasa popada w namysł. Wreszcie ciężko wzdycha:
- Widzisz, pan - mówi do mnie - gdybym był teraz ch... dołożyłbym 7.
Podoba mi się ten gość - myślę. Zawsze miło jak się człowiek ma do czynienia z uczciwością. Głośno zaś mówię:
- To co? Trzeba chyba zawołać sędziego. Niech się martwi.
Mój przeciwnik zgadza się ze mną. Pojawia się sędzia. Mówię mu o ładnym zachowaniu przeciwnika, że mógł, ale nie chciał, bo gdyby tylko chciał, to mógłby zibena, bośmy przecież słyszeli itd... Szanowny arbiter z powagą godną najwyższych kręgów PZBS powiada, że ma licytować to, co mu mówi system i umiejętności, i jeżeli uważa, że poprawnym kontraktem jest 7pik, to ma to zalicytować, a nie grać na nasłuch. On - sędzia, jest tu od tego, aby nad wszystkim czuwać, i już dawno przeszedł się po sali stwierdzając, że nikt niczego nie słyszał, i już dawno nikt nie powtarza ani nie rozpowszechnia żadnych zasłyszanych na księżycu bredni.
Mojego przeciwnika ogarniają wątpliwości. Mnie zresztą też. Może żeśmy się przesłyszeli. Może 7 nie idzie... Pewnie ci goście ze stolika A coś pokręcili. Dobra, gramy. Jeszcze jeden krótki namysł i decyzja: PAS. Jestem na wiście. Mówię:
- Żeby nie przedłużać, zaraz się przekonamy, czy szło. Wistuję Asa karo. As bierze lewę. Pozostałe należą do wrogów. 6 pik swoje. Mina sędziego, który dopiero teraz odchodzi od stolika, wyraża tylko jedno: "A nie mówiłem!"
Myślę sobie: Ci ludzie to jednak o grze nie mają pojęcia (ze stolika A). Przecież nie szło.
I tak gramy sobie dalej, po trzech czterech rozdaniach zapominając o sprawie. Aż tu wreszcie przychodzi rozdanie przedostatnie. Nasi przeciwnicy licytują. Coś tam, coś tam, w końcu wróg po mojej stronie deski pyta o Asy na pikach: 4BA. Słyszy 5pik, które wyjaśnia mi jako 2 Asy z pięciu + D pik. Teraz z pełnym przekonaniem mówi 7 pik. Wist i jego partner wykłada: Kxxx Kxxx Ax Kxx.
- A gdzie dama atu?! - pyta zdumiony.
- Coś mi się musiało pomylić - odpowiada jego p.
Atu 2-2 Dama odpada, swoje. Na drugim stole nasi partnerzy na pytanie czy zagrali zibena robią oczy jak spodki od kawy:
- Bez damy atu???!!!
Pytam ich, czy słyszeli w pokoju otwartym jaka była afera o spalenie jednego rozdania.
- Jaka afera? - pytają.
Wnioski.
Albo nie. Może bez wniosków.
Albo nie. Tylko jeden: dobrze, że są zasłony i widać tylko jednego przeciwnika. Po mojej stronie był to naprawdę przyjemny mecz.
Pozdrawiam serdecznie,
Robert Kamiński, Toruń